W sytuacji niezgody na to, co ktoś do Ciebie mówi lub o coś Cię prosi – szczęki zaciskają się automatycznie.
Jeśli w reakcji na czyjeś słowa trzeba będzie się powstrzymać przed reakcją werbalną – co się stanie? Znowu „zaciśniesz zęby”, czyli ściśniesz szczęki.
Z napiętymi szczękami zgłasza się do mnie co drugi klient. Wielu nie widzi problemu szczęk, ale chce „ładniej i wyraźniej mówić”, „brzmieć donośniej”, „być w mowie bardziej przekonującym”.
A zaciśnięte szczęki to zaciśnięta brama dla przepływu powietrza.
Czasem to podświadomie odbierana informacja dla naszego słuchacza: „on ma coś do ukrycia, jeśli tak ma ściśnięte zęby”, „czy ona mówi prawdę, jeśli widać takie napięcie na jej twarzy?”.
Biedne szczęki. Żyją w notorycznym zacisku, gdy ich właściciele żyją w ciągłym napięciu.
Potrafią boleć dość konkretnie. Zaciski u niektórych osób trzymają nawet w ciągu snu – te wstają z bólem dolnej połowy twarzy.
W przedłużającej się frustracji czy napięciu – ich zacisk staje się normą.
OMG – to już jest bardzo kiepsko. Napięte szczęki wywołują napięcia szyi i górnej części ramion.
Napięte szczęki spowodują, że słowa będą gorzej słyszalne, bo dźwięki będą bardziej tłumione, a więc będzie trudniej usłyszeć, co mówisz.
Napięte szczęki będą przyczyną mniej wyraźnej mowy – dykcja siada, a to daje efekt niedbałości w mowie (i – podświadomie – w życiu).
Zadbaj o nie!
Zauważ je!
Poobserwuj je i poświęć im czas.
Wystarczą 3 sekundy na “audyt stanu szczęk” choć 5x dziennie i ich skorygowanie, czyli świadome rozluźnienie. To da 15 sekund dziennie poświęconych na swój dobrostan.
Jeśli zauważysz ich napięcie – skoryguj – rozluźnij – opuść swobodnie dolną szczękę. Opuszczona żuchwa nie wygląda najmądrzej, ale jest najzdrowszą opcją dla aparatu mowy.
Tym samym dasz sobie szansę na choć trochę relaksu – zyski spłyną na całe ciało.