Zdarzyło Ci się chcieć za bardzo i przegadywać temat lub swoje racje do bólu? Moja klientka — szefowa wielkiego pionu w bankowości — żali się: „Gdy przychodzi na zarządzie moja kolej na podsumowanie mijającego miesiąca, to dwukrotnie zauważyłam kolegów między sobą wymieniających się wzniesieniem oczu do nieba. Wiem, wiem… Mówię dużo i szczegółowo. Chcę, by zarząd wiedział, z czym się borykam”.
Zarzucenie słuchacza gigantyczną ilością informacji w swej prezentacji — to nie jest strzał w dziesiątkę, ale strzał sobie w stopę. Nie polecam, bo wyjdziesz, albo na eksperta, który nie czuje umiaru, albo na nudziarza, co nie ma wyczucia, albo na dziwaka, który postanowił dzielić się wszystkim, co wie.
Bo chyba nie masz ambicji uczynienia w ciągu kilku minut z publiczności ekspertów w Twojej branży?
Może jesteś pasjonatem pewnego zagadnienia, może jesteś dumny ze swej wiedzy, może masz potrzebę zabrania głosu, może po prostu chcesz się wygadać, ale…. uszanuj publiczność i nie wywołuj wrażenia desperata. Jeśli słuchacz zostanie zarzucony dużą ilością informacji — będzie rozżalony i zmęczony, zamiast zainteresowany tematem. Niewiele zapamięta.
Warto powstrzymać się przed chęcią podzielenia się wszystkim na raz. Wizerunkowo — ryzykowne. Czasowo — mało realne. Fizycznie — męczące dla mówcy, a nużące dla słuchaczy.
Określ wyraźny cel swojej wypowiedzi i dostosuj do niego ilość przekazywanych informacji. Mniejsza ilość informacji — jeśli przedstawiona ciekawie, umiejętnie, z zastosowaniem technik mowy — super zanęci. Łatwiej wpadnie w ucho i serce, a potem w pamięć.